niedziela, 16 października 2011

Zaraz zacznie się poniedziałek...

Konstanty Ildefons Gałczyński
Zaraz zaczyna się kolejny tydzień pełen dzwonienia, dopytywania, załatwiania i biegania po urzędach. Nie lubię urzędów, nienawidzę urzędów. Za każdym razem, gdy je odwiedzam, tłucze mi się po głowie i obija o ściany czaszki taki fragment Grussen aus Pollen Mistrza Konstantego:

Droga służbowa:
od idioty do idioty
idzie sobie, panie złoty,
papier.
Wreszcie w męce, w wielkim pocie,
zwróci idiota idiocie
papier.

sobota, 15 października 2011

Całkiem przyzwoity odmóżdżacz

Aleksandra Marinina
Są czasem w moim życiu takie dni, a nierzadko tygodnie, w które jedyne czego potrzebuję, to lekka, łatwa i wciągająca lektura, roboczo zwana odmóżdżaczem. W zależności od poziomu przeładowania stresowego i mózgowego, odmóżdżacze mogą przybierać różne formy - w zeszłym roku, po wyjątkowo trudnym i męczącym egzaminie, z pełną premedytacją, samoakceptacją i samozadowoleniem pobiegłam do księgarni, w której zakupiłam wszystkie cztery (?) tomy uwielbianej sagi o wampirze Edku. Na co dzień staram się jednak dobierać lektury staranniej i nawet odmóżdżacze reprezentują sobą jako taki poziom. Jednak poziom ów, o ile w sytuacji ekstremalnej może być upokarzająco wręcz niski, nigdy nie powinien być zbyt wysoki.  O tym jak niezwykle ważna jest powyższa zasada przekonałam się niedawno, podczas siedmiogodzinnego powrotu pociągiem, po ciężkim boju w Warszawie. Niefrasobliwie wybrałam na podróż "Miasto ślepców" Jose Saramago - powieść ciekawą, wciągającą, ale ciężką, a nadto wymagającą intelektualnego ogarnięcia tematu. Gdy pociąg wreszcie dotoczył się do mojego miasta, po siedmiu godzinach czytania o ludzkim nieszczęściu, brodzeniu w ekstrementach i głodzie (oraz usilnego wyciągania z tego wniosków), chciało mi się wyć, a mój skołatany umysł czuł ciężar i ból istnienia niezwykle intensywnie. Pojawiła się również niepokojąca myśl o spożyciu paczki czipsów, pizzy lub czekolady na natychmiastową poprawę humoru. 

W związku z niezwykłą doniosłością wyboru odmóżdżacza dla higieny psychicznej i rozmiaru pośladków czytelnika, postanowiłam podzielić się miłością do twórczości autorki, która od kilku lat, niezawodnie spełnia opisaną powyżej funkcję odmóżdżacza, będąc zarazem prawdziwą, pełnokrwistą literaturą. Otóż moją prywatną królową lektur łatwych i przyjemnych jest rosyjska bestselerowa pisarka Aleksandra Marinina, która stworzyła cykl kryminałów o major Anastazji Kamieńskiej. Jej powieści spełniają wszystkie wymogi gatunku: wciągają od pierwszej strony, akcja toczy się błyskawicznie, finał jest zaskakujący, a  portrety psychologiczne postaci są zazwyczaj autentyczne, wielowymiarowe i interesujące. Język jest bogaty, styl lekki. Czyta się jednym tchem - ja  wczoraj pochłonęłam najnowszą przetłumaczoną na język polski pozycję "Obraz pośmiertny" i do tej chwili oblizuję się na myśl jak smaczne były te zbyt krótkie chwile z nią spędzone.

Wszystkie powyższe cechy dobrego kryminału (a zarazem dobrego odmóżdzacza) nie są jednak przyczyną dla której gorąco polecam relaks przy Marininie. Dla mnie najbardziej fascynujący w jej kryminałach jest   żywy, wręcz namacalny obraz Rosji po pieriestrojce. Rosji szarej, ponurej, mrocznej. Rosji rozwiązłości obyczajowej, wódki i wszechobecnego dymu papierosowego. Wreszcie Rosji ciasnoty, biedoty, brudu i wspólnych łazienek. Czytając Marininę trzeba po prostu zapalić papierosa, usmażyć schabowego na smalcu i napić się taniej rozpuszczalnej kawy. Dopiero wtedy można tę książkę w pełni poczuć, przenieść się w inny świat, z dala od naszej polskiej codzienności. I choć nie jest to świat wesoły, to jego ciężar nie przytłacza i nie wysysa z czytelnika ostatniej optymistycznej myśli (tak jak uczynił to ze mną Jose Saramago). Przeciwnie, choć książki te są pełne krytyki rosyjskiej rzeczywistości, to autorka jest do niej przywiązana i darzy ją sympatią, która automatycznie udziela się czytelnikowi.

Ku mojej wielkiej radości, Marinina napisała ogromną ilość powieści o major Kamieńskiej, a książki te ukazują się w Polsce od kilku lat dość regularnie. Żyję więc nadzieją, że moje ukochane odmóżdżacze, będą ze mną po każdym trudnym egzaminie, ciężkim okresie w pracy, czy w chwili kiedy po prostu mam ochotę zaparzyć sobie wielki kubek kiepskiej rozpuszczalnej kawy, zawinąć się w ciepły, wełniany koc, zapalić małą lampkę i czytać nieprzerwanie całą noc.     

http://www.marinina.ru/ - a na deser, gdyby ktoś znał rosyjskie szlaczki, link do strony internetowej autorki.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...