poniedziałek, 17 września 2012

Niezmiennie fantastyczna fantastyka

George R.R. Martin
Ostatni istniejący tom Pieśni lodu i ognia przeczytany:-). Teraz pozostaje mi tylko niecierpliwie czekać na kolejne części serii: The winds of winter i A dream of spring. Panie Martin! Uprasza się o pośpiech!

O tym, że jestem absolutnie zachwycona twórczością Martina pisałam już jakiś czas temu. Teraz mogę tylko potwierdzić, że Taniec ze smokami. Część druga stanowi godną kontynuację poprzednich części sagi i polecam ją każdemu - zarówno wielbicielom gatunku, jak i osobom do fantastyki nieprzekonanym. Warto!


Taniec ze smokami
, podobnie jak jego poprzedniczki wciąga od pierwszych stron i do końca nie daje czytelnikowi wytchnienia. Podczas lektury przenosiłam się do magicznego świata, opisywanego tak sugestywnie, że słyszałam szum fal, czułam smak potraw i smród ulic. Język i styl Martina oceniam na piątkę.  Wiadomo - jest to literatura rozrywkowa, ale za to najwyższej klasy. Trochę natomiast onieśmiela ogromna ilość postaci. Poprzednie części przeczytałam ciurkiem, więc bohaterowie jakoś specjalnie mi się nie mieszali. Po ostatni tom sięgnęłam jednak po kilku miesięcznej przerwie i musiałam dość często zaglądać do spisu postaci na końcu książki. Myślę, że bez niego przeczytanie Tańca ze smokami byłoby dla mnie baaaardzo trudne:-). Ubolewam też (aczkolwiek paradoksalnie poczytuję to również za zaletę) nad całkowitym brakiem przywiązania autora do swoich postaci. Nigdy nie wiadomo kto zginie w kolejnym tomie! Duża śmiertelność bohaterów, powoduje też konieczność tworzenia nowych i spis postaci pęcznieje. Poza tym, irytuje mnie brak pewności do czego autor zmierza i jak zakończy się ta zawiła historia. Akcja, wbrew temu co mogłaby sugerować zabójcza grubość książki, posuwa się bardzo powoli, co nie może dziwić, bo Martin opisuje nam wydarzenia jednocześnie rozgrywające się w kilkunastu miejscach, widziane oczyma kilkunastu głównych bohaterów. W związku z tym nie jest nawet w stanie opisać wszystkich równoległych wydarzeń w jednej części. Intryga snuta przez autora została przez niego rozgrzebana, a istniejące wątki, zamiast się wyjaśniać, wikłają się jeszcze bardziej. Do tego dochodzą nowe... Nie wiem doprawdy, jak ten człowiek zamierza to wszystko ogarnąć w dwóch kolejnych tomach:-).  


piątek, 14 września 2012

O czym myślę, kiedy czytam o bieganiu

Haruki Murakami
Miarowym tempem pokonuję kolejny kilometr. Całe ciało pokryte mam wilgotną warstwą potu, a moja twarz już dawno przybrała barwę dojrzałych malin. W lewym kolanie czuję lekkie kucie, drętwieje mi stopa. W słuchawkach głośno dudni muzyka. Zerkam na prędkościomierz. Biegnę dalej. Jestem szczęśliwa. 

Nie jestem wytrawnym i doświadczonym biegaczem. Przeciwnie - nigdy nie startowałam w zawodach, wbrew licznym postanowieniom nadal nie udaje mi się trenować regularnie, moja prędkość jest żenująca, a o pokonywanych dystansach nie będę nawet wspominać. Mimo to mogę z całą pewnością stwierdzić, że kocham bieganie i jest to sport, który najlepiej współgra z moją osobowością i fizycznymi możliwościami. Dlatego też z dużą nadzieją sięgnęłam po O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu Murakamiego. Z nadzieją na coś ekstra. Na coś specjalnie dla mnie.

poniedziałek, 10 września 2012

Zakochałam się w Szarlatanie:)

Nie mam w zwyczaju reklamowania czegokolwiek, ale nie mogę z tych emocjów dzisiaj;p. Przebywam obecnie z krótką wizytą we Wrocławiu (swoją drogą jest to urocze miasto) i trafiłam dzisiaj do miejsca, które jest niezwykle bliskie mojej definicji raju! 

Antykwariat ma prześwietną nazwę Szarlatan, oprócz książek sprzedają pokaźną kolekcję płyt winylowych i starocie. Na ścianach wiszą zdjęcia, w tle lecą Beatlesi, na półkach wszystko jest poukładane tematycznie, alfabetycznie, według autorów i tytułów. No, przeżyłam prawdziwy orgazm konsumenta i czytelnika! W większości antykwariatów wyszukiwanie odpowiedniej pozycji przypomina walkę wręcz z żywą materią, co owszem, ma swój urok, ale powoli staje się wtórne. Mam też wrażenie, że częściej wynika z lenistwa, niż z zamierzonej stylistyki miejsca. Ale to nie koniec moich zachwytów! W Szarlatanie, mimo stosunkowo niewielkiej powierzchni, na jakiej się mieści, można zagubić się w prawdziwym labiryncie. Kiedy nagle dostrzegłam tajemnicze przejście między regałami, poczułam się jak Łucja z Opowieści z Narnii, odkrywająca korytarz prowadzący do innego świata. 

Zakochałam się w Szarlatanie, zamierzam tam jutro wrócić, buszować między półkami przez godzinę i kupić wielki stos książek (to jest to kompulsywne kupowanie, o którym pisałam ostatnio:p). 
A oto link do strony internetowej tego cudownego miejsca: 

piątek, 7 września 2012

Paweł Morel i jego kobiety

David Herbert Lawrence
Synowie i kochankowie to jedna z pierwszych powieści angielskiego pisarza - Davida Herberta Lawrence'a, wydana w 1913 roku. Jest to historia rodziny Morelów, koncentrująca się przede wszystkim na postaci matki oraz życiu uczuciowo-erotycznym jej ukochanego syna - Pawła. Akcja toczy się w Anglii, w jednej z górniczych wiosek. Książka zawiera wątki autobiograficzne, dużo w niej też analizy psychiki ludzkiej i relacji rodzinnych. Uważana za portret angielskiej klasy robotniczej, ukazuje życie ubogich górników.


Tak naprawdę Synowie i kochankowie nie wzbudziła we mnie intensywnych odczuć. Z przyjemnością przeczytałam, spodobało mi się - i tyle. Żaden z bohaterów mnie nie ujął, żaden wątek nie ekscytował. Jak już pisałam w poprzednim poście - dużo bólu sprawia mi pisanie o książkach, do których mam obojętny stosunek, ale słowo się rzekło:).

niedziela, 2 września 2012

Wrzesień!


Wrzesień to jeden z moich ulubionych miesięcy. Przyroda spowalnia i uspokaja się, wieczory są dłuższe, a ja mogę już legalnie i oficjalnie pić herbatę z mojego wielkiego kubka. Świat spowija nostalgia i babie lato, a kolory delikatnie płowieją. W tym roku notowania września jeszcze rosną - będzie to miesiąc odpoczynku od pracy i długo wyczekiwanego urlopu:) Byle dotrwać do piątku, potem już tylko szkolenia i rozkoszny tydzień nad jeziorem, wypełniony spaniem, zbieraniem grzybów, czytaniem książek i uprawianiem sportu:))) 


sobota, 1 września 2012

Pieśń o żołnierzach z Westerplatte

Konstanty Ildefons Gałczyński



Kiedy się wypełniły dni
i przyszło zginąć latem,
żołnierze z Westarplatte.

(A lato było piękne tego roku).

I tak śpiewali: Ach, to nic,
że tak bolały rany,
bo jakże słodko teraz iść

(A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety.)

W Gdańsku staliśmy tak jak mur,
gwiżdżąc na szwabską armatę,
teraz wznosimy się wśród chmur,
żołnierze z Westerplatte.

I śpiew słyszano taki: -- By
słoneczny czas wyzyskać,
będziemy grzać się w ciepłe dni
na rajskich wrzosowiskach.

Lecz gdy wiatr zimny będzie dął
i smutek krążył światem,
w środek Warszawy spłyniemy w dół,
żołnierze z Westerplatte.






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...