czwartek, 8 marca 2012

Dzień Kobiet!

Magda Szabo
Pisałam o Dniu Kota, to mogę też wspomnieć o Dniu Kobiet:) Nie żebym jakoś szczególnie świętowała, ale skoro jest okazja...

Więc składam najlepsze życzenia wszystkim Kobietom (i Mężczyznom też - niech mają coś z życia): nieskończonej ilości ciekawych książek, i podróży w miejsca o których w czytacie, i radości, uśmiechu, i niech szybko zawita do was najmilsza z Kobiet - Pani Wiosna:)

Przy okazji chciałabym krótko, acz bardzo gorąco polecić w ten dzień pewną książkę, autorstwa mojej nowej ulubionej pisarki. Staroświecka historia Magdy Szabo (nad powinna być kreseczka, ale nie umiem przestawić klawiatury na zagraniczną...) to doskonale napisana powieść o Lenke Jablonczay - fascynującej kobiecie. Akcja rozgrywa się na przełomie XIX i XX, na Węgrzech. Książkę wyróżnia to, że opowiada dzieje prawdziwej rodziny, a główna bohaterka jest jednocześnie matką autorki. Staroświecka historia urzekła mnie całkowicie.

A tak na marginesie: Magdę Szabo poznałam dzięki przeglądaniu blogów książkowych, za co wszystkim piszącym o niej bardzo dziękuję!



poniedziałek, 5 marca 2012

W powojennym polskim buszu

Ryszard Kapuściński
Aż wstyd się przyznać, ale Busz po polsku to pierwsza przeczytana przez mnie książka Ryszarda Kapuścińskiego. Jest to wstyd tym większy, że jego reportaże stały na półkach w moim rodzinnym domu właściwie od zawsze, a ja jako mały dzieciak często zastanawiałam się, co ukrywają te kolorowe okładki o dziwnych tytułach. Nigdy jednak do nich nie zajrzałam. Oczywiście szybko dowiedziałam się, kim jest ich autor oraz o czym traktują, ale jakoś mnie do nich nie ciągnęło, zawsze miałam pilniejsze sprawy i ważniejsze lektury. Dopiero niedawno, uświadomiwszy sobie ogrom swojej ignorancji, podebrałam z biblioteczki rodziców kilka książek Kapuścińskiego. 


Na pierwszy ogień, właściwie bez powodu i zupełnie przypadkowo, poszedł Busz po polsku. Dopiero później niezawodna Wikipedia uzmysłowiła mi, że jest to pierwsza książka Kapuścińskiego. Została wydana w roku 1962. Dodatkowo, również zupełnie nieświadomie, przeczytałam Busz w rocznicę urodzin autora, czyli 4 marca! Absolutna i zupełnie przypadkowa symbolika:). 

Busz po polsku jest to zbiór 17 krótkich reportaży, które w latach 1958-61 ukazały się w tygodniku Polityka. Autor opisuje w nich Polskę i ludzi w niej mieszkających. Na wstępie poznajemy wspomnienia Kapuścińskiego z okresu II wojny światowej - głód, strach, ból. Mimo że minęły lata od kiedy się zakończyła, wojna nadal tkwi w autorze, i będzie się w nim zapewne toczyć aż do śmierci. W następnych reportażach obserwujemy już rzeczywistość powojenną, oglądaną z perspektywy przeciętnych obywateli, mieszkańców wsi i miast - i z tych opisów wyłania się społeczeństwo z jednej strony dotknięte wojną, z drugiej pełne nienawiści i ignorancji, będących według autora główną wojny przyczyną. Ostatni reportaż to już wspomnienie z innego świata - w ciemną noc, przy ognisku w Ghanie Kapuściński wspomina swój kraj, by na sam koniec stwierdzić: Opowiedzieć jeden rok mojego kraju, wszystko jedno który, rok 1957, powiedzmy, tylko jeden miesiąc tego roku, weźmy lipiec, tylko jeden dzień, choćby szósty. Nie sposób. A jednak ten dzień, miesiąc i rok istnieje w nas, musi istnieć, przecież wtedy byliśmy, szliśmy ulicą, kopaliśmy węgiel, cięliśmy las, szliśmy ulicą, jak opisać jedną ulicę w jednym mieście (może być Kraków), tak aby odczuli jej ruch, jej klimat, jej trwanie i zmienność, jej zapach i szum, tak żeby ją wiedzieli.



Oczywiście rekomendować i polecać reportaży Kapuścińskiego nikomu nie trzeba. O tym, że są świetnie napisane, przenikliwe i mądre, wie chyba każdy. A jeśli wcześniej tego nie wiedział, to teraz już wie:) Ja się natomiast cieszę, że to dopiero początek mojej przygody z tym reporterem i już ostrzę zęby na  kwietniową lekturę Cesarza.


sobota, 3 marca 2012

Smutne biblioteki

Jak prawie każdy mól książkowy mam zwyczaj zaznaczania i wypisywania cytatów z moich lektur. Zazwyczaj notuję je w moim sekretnym kajeciku i czytam w chwilach zwątpienia:), ale tym razem postanowiłam jednak podzielić się fragmentem Badań terenowych nad ukraińskim seksem Oksany Zabużko, który opisuje wizytę w bibliotece. Po pierwsze - pasuje do moich niedawnych blogowych narzekań, po drugie - dobrze oddaje styl w jakim pisze Zbużko. Oto on:

(...) pole identycznych szarych nagrobków, i chociaż wiadomo, że pod każdym czai się nieboszczyk, gotowy na pierwsze wezwanie przybrać żywą cielesną postać i wyskoczyć na powierzchnię, to już ta astronomiczna liczba niweczy sens wyboru kogoś konkretnego: cóż, ilu z nich zdoła człowiek za swego życia wskrzesić i ilu w taki sposób wskrzeszonych-przeczytanych coś dla niego będzie znaczyć?

Porównywanie książek do nagrobków jest smutne, ale jest w nim coś prawdziwego, zwłaszcza w przypadku wielkich, publicznych bibliotek. Ile doskonałych utworów ulega zapomnieniu, ile zakurzonych tomów zalega tam na półkach. Biblioteki są trochę jak sierocińce. Książki, które miały szczęście zamieszkać w prywatnych kolekcjach, mają lepsze życie: są doceniane, regularnie przeglądane, wspominane i stanowią najpiękniejszą ozdobę domu. 




piątek, 2 marca 2012

Traumy narodu i seks

Oksana Zabużko
Kolejne spotkanie z ukraińską poetką i pisarką. Po zbiorze absolutnie doskonałych (!) opowiadań pt. Siostro, siostro, sięgnęłam po jej najbardziej znaną i skandalizującą powieść pt. Badania terenowe nad ukraińskim seksem. Mogę z czystym sumieniem i całkowicie szczerze napisać: nie zawiodłam się.

Jest to historia miłości dwojga artystów z Ukrainy - pisarki (która  niepokojącą przypomina samą Zabużko) oraz malarza. Dodać trzeba: miłości nieszczęśliwej i skazanej na porażkę. Para po pierwszym okresie zauroczenia i wielkich uczuć gubi gdzieś cienką nitkę porozumienia, która prowadziła do ich sypialni. Akcja rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych i na Ukrainie.

Niech jednak nikogo nie zwiedzie tytuł i fabuła powieści.Ta książka wcale nie jest o seksie (gdyby ktoś miał wątpliwości, informuje go o tym z okładki polskiego wydania sama Zabużko). Owszem, znajdziemy w niej seks, ale już próżno szukać tzw. momentów, a pisanie o intymnych relacjach międzyludzkich stanowi tylko pretekst. Pretekst do rozprawienia się z komunistyczną przeszłością narodu, przeanalizowania traum i rozliczenia strat, jakie w ukraińskim społeczeństwie wywołały lata radzieckiej niewoli. Do tego dochodzą niezwykle trafne obserwacje ludzkich charakterów i zachowań, w których autorka celnie piętnuje wszelką obłudę i udawanie, odzierając ludzi z masek które przybierają.

Od pierwszych stron uderza czytelnika brak porządku, chronologii oraz niezwykła ilość dygresji i wtrętów. Główna bohaterka, opowiadając o swojej miłości, często zwraca się wprost do swoich odbiorców, tytułując ich Ladies and gentelmen, tłumaczy się ze swoich motywacji. Najdziwniejsze jest, że zabałaganiony styl Zabużko nie nuży; on wciąga i hipnotyzuje, nie pozwalając oderwać wzroku od tekstu.

Kolejną doskonałą książką Zabużko wdarła już na stałe się do mojego prywatnego panteonu ulubionych pisarzy. Szkoda tylko, że zgodnie z moją wiedzą (obym się myliła!) na język polski zostały przetłumaczone tylko dwie książki, które już przeczytałam, a sama autorka nie jest zbyt płodna, więc póki co to chyba było nasze ostatnie spotkanie.

czwartek, 1 marca 2012

Plany czytelnicze na marzec:)

Marzec niesie ze sobą zmiany. I to zmiany na lepsze:) Zaczynam się bać, że za chwilę w moim życiu wszystko idealnie się ułoży i nie będę miała na co narzekać:). Chociaż... z drugiej strony...zawsze mogę narzekać na pogodę i marudzić, że muszę schudnąć:) 

Żeby pełen nowych wyzwań i radości marzec był jeszcze milszy, zebrałam na nocnym stoliku nową gromadę książek. Aby w tym jeszcze zimnym miesiącu było mi troszkę cieplej postanowiłam wybrać się do Afryki; spotkam się też z pisarzami polskimi (cudze chwalicie, a swego nie znacie!), a żeby oderwać się trochę od realnego świata pochłonę kolejną część Pieśni lodu i ognia. 

Lubię czasami poprzeszkadzać...


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...