wtorek, 17 stycznia 2012

Zupa ze słodyczy

Marsha Mehran
Powieść Marshy Mehran Zupa z granatów opisuje losy trzech sióstr, emigrantek z Iranu. Przybywają one do cichego, irlandzkiego miasteczka Ballinacroagh i otwierają w nim orientalną kawiarnię Cafe Babilon. Szybko okazuje się, że celtycka prowincja nie szykuje naszym bohaterkom ciepłego powitania. Pojawiają się przeszkody, a nietolerancyjna część miejscowej społeczności rzuca pięknym Irankom coraz to nowe kłody pod nogi. Fabuła wzbogacona została dwunastoma perskimi przepisami kulinarnymi.

Książka ma kilka niewątpliwych zalet. Zainteresowały mnie retrospekcje z ucieczki głównych bohaterek z ogarniętego rewolucją religijną Iranu. Urzekły snute z dużą dozą czułości opisy jedzenia i roztaczające się po całej powieści intensywne, egzotyczne zapachy. Zaciekawiło mnie zderzenie dwóch, różnych światów jakimi są irlandzkie Ballinacroagh i Iran. Historię dobrze się czyta, jest  optymistyczna, pozytywna, kolorowa i lekkostrawna.

Zawiodła mnie natomiast powierzchowność powieści. Mehran postanowiła pójść na całość. W książce mamy miłość, przyjaźń, problemy z aklimatyzacją, nietolerancję, historię irańskiej rewolucji, smaki, zapachy, kolory, opisy, przepisy, czarne charaktery - w skrócie: co tylko nam się zamarzy. I to wszystko na niecałych 300 stronach. Przez to rozdrobnienie postacie są płaskie, stereotypowe i banalne, a akcja do bólu przewidywalna. Irytuje też, że wszystko w tej powieści pociągnięte jest różowym lukrem uroczego, prowincjonalnego miasteczka. Autorka chyba chciała napisać irlandzkie Smażone, zielone pomidory, tylko coś nie do końca wyszło. Od tej książki trochę mdli.

Choć Mehran opisuje potrawy egzotyczne, wymyślne i oryginalne (takie jak tytułowa zupa z grantów, gołąbki dolme, czy gulasz jagnięcy abguszt) jej proza bardziej przypomina zwykłe landrynki - słodka, prosta, łatwo i szybko wchodzi do organizmu, ale jak już się zamknie przeczytaną książkę (zje całe opakowanie cukierków) trochę mdli. Ale uwaga! Ten chwilowy przesyt nie zmienił faktu, że przecież mi smakowało (lubię cukierki). Bo choć życie niestety nie niesie ze sobą tylu przyjaznych ludzi, a problemy nie rozwiązują się tylko dlatego, że jesteśmy dobrzy i uczciwi, to czytelnicy potrzebują bajek. Zwłaszcza jeśli te bajki zawierają smakowite opisy i opowiadają o pięknych, młodych kobietach. Nie można ich przedawkować, bo szybko dostaniemy próchnicy zębów, ale raz na jakiś czas, na poprawę nastroju, powinniśmy je sobie bez skrępowania zaaplikować. Dlatego na pewno sięgnę (w smutniejszej godzinie, w zimowy wieczór, po ciężkim dniu) po kolejną powieść Marshy Mehran pt. Woda różana i chleb na sodzie, bo wiem, że tchnie we mnie trochę kolorowego, nieskomplikowanego optymizmu.

sobota, 14 stycznia 2012

Opowiadania o kobietach

Oksana Zabużko
Po zbiór opowiadań ukraińskiej autorki Oksany Zbużko Siostro, siostro sięgnęłam przez przypadek i ze wstydem przyznaję - bez przekonania. Książka była parę miesięcy temu dodana do jakiejś gazety i pewnie bym jej nie kupiła, ale całość kosztowała zaledwie 10 złotych. Potem poleżała trochę na półce i leżałaby pewnie długo, gdyby nie dwie okoliczności. Po pierwsze postanowiłam rozszerzyć swoje horyzonty geograficzno-czytelnicze i sięgnąć po pisarzy z dotąd pomijanych przeze mnie krajów. Drugim powodem było wyzwanie literackie, w którym zdecydowałam się wziąć udział - przeczytanie 16 książek nabytych przed rokiem 2012. Tak zmotywowana zabrałam się do lektury. I to była bardzo dobra decyzja.


Na zbiór składa się sześć utworów, napisanych przez autorkę w latach 1992-99. Opowiadają historie kobiet - w różnym wieku, w różnych czasach, znajdujących się w różnych sytuacjach życiowych. Czytelnik przygląda się młodym, dopiero wchodzącym w świat dziewczynom, czyta o traumie poaborcyjnej, przenosi się na  dawną ukraińską wieś, poznaje pisarkę cierpiącą na niemoc twórczą i odnoszącą sukcesy dziennikarkę. Tym co łączy wszystkie opowiedziane przez Zabużko historie, jest niezgoda jej bohaterek na własny los i chęć uzyskania od życia czegoś więcej. Każda z nich szukając swojego szczęścia, musi zmierzyć się z brutalną rzeczywistością. Nie zawsze z powodzeniem.

Proza Zabużko boli, ogołaca ze złudzeń, uświadamia, jednocześnie wciągając jak narkotyk. Pokazuje świat, takim jakim jest naprawdę, nie pozostawia miejsca na oszukiwanie samego siebie. Autorka przeprowadzając głęboką analizę kobiecej psychiki, opisuje ludzi jako wielowymiarowe istoty. Szczera, intensywna i mocna lektura, skłania do refleksji nad własnym życiem.

Dodatkowym atutem jest specyficzna narracja. Oksana Zabużko zanim wydała swoją pierwszą książkę, była znaną poetką i korzenie pisarki cały czas przebijają się na powierzchnię. Zdania są długie, mają wyraźny rytm i piękną melodię. Czytając opowiadania czułam się trochę tak, jakbym pochłaniała bardzo długi wiersz albo słuchała muzyki.

Nie jestem w stanie znaleźć wad tej książki. Zarówno tematyka, jak i piękny język oraz umiejętność budowania napięcia urzekły mnie całkowicie. Siostro, siostro to literatura kobieca w najlepszym tego słowa znaczeniu i naprawdę warto ją przeczytać. 

piątek, 13 stycznia 2012

Cudowne okładki Murakamiego z całego świata

Haruki Murakami
Mówią, że nie należy oceniać książki po okładce. A okładkę po książce? Można?:) 

Poniżej link do artykułu, w którym porównane zostały okładki powieści Murakamiego z różnych stron świata. Mnie najbardziej urzekła brytyjska wersja Kroniki ptaka nakręcacza.


A oto niektóre polskie okładki. Wśród nich moimi faworytami są Norwegian wood i nieobecny na zdjęciach zbiór opowiadań Ślepa wierzba i śpiąca kobieta.





wtorek, 10 stycznia 2012

Fabryka chmur

Haruki Murakami
Nie zamierzam pisać żadnych recenzji, ani opisów najnowszej sagi Murakamiego. Nie widzę takiej potrzeby - i tak wszyscy to już czytali; wierni fani się zachwycili, niewierni krytycy się popastwili:) Co kto lubi. Zamierzam za to podzielić się moim ulubionym fragmentem książki, który zabiera mnie za każdym razem, gdy spojrzę w niebo, na wycieczkę do fabryki chmur.


Gdzieś daleko na północnym wschodzie musiało być źródło z niewyczerpanym zapasem chmur. Ludzie w szarych, grubych mundurach robili je z milczącą determinacją od rana do wieczora (Haruki Murakami "1Q84 cz. 3")...

...mieli nieruchome, zasnute popielatą mgłą twarze i krótko ostrzyżone, ciemne włosy. Z nieskończonego zbiornika pary czerpali materię i solidnymi, ale nie zniszczonymi pracą dłońmi formułowali kolejne chmury, wykonując rutynowe, długie ruchy. Kiedy obłok był już gotowy, wypuszczali go z rąk, a on zdziwiony swoim istnieniem, gwałtownie jak wystrzelony z procy kamyk wylatywał do góry, podskakiwał parę razy i zaczynał swoją podróż. 

piątek, 6 stycznia 2012

Afryka i polityka

Dariusz Rosiak
Nie samą fikcją żyje człowiek, a że czasem w ręce wpadnie pozycja nie dość, że ciekawa, to jeszcze przyzwoicie napisana, to trzeba ją obowiązkowo przeczytać. A jak ją jeszcze przyniesie Mikołaj, na wyraźne polecenie naszego Ukochanego, to wszystkie powieści, opowiadania i wiersze idą w odstawkę. Tak właśnie było ze zbiorem krótkich reportaży Dariusza Rosiaka, dziennikarza Rzeczpospolitej i Programu Trzeciego Polskiego Radia, pt.: Żar.Oddech Afryki. Zupełnie niespodziewanie znalazłam ją pod choinką, a że temat mnie wybitnie interesuje, więc jeszcze w Wigilię rozsiadłam się w wygodnym fotelu i zagryzając makowcem, zabrałam się do czytania.
Plik:AfricaCIA-HiRes.jpgKsiążka składa się z trzynastu reportaży z różnych państw Afryki, m. in. z Kenii, Rwandy, Demokratycznej Republiki Konga, RPA. Widać, że autor odrobił pracę domową i świetnie przygotował się merytorycznie. Więc poznajemy trochę historii (nawet tej sięgającej do czasów w których polowania na niewolników były codziennością) i trochę bieżących informacji politycznych i gospodarczych. Widzimy Afrykę uwikłaną w mrożące krew konflikty zbrojne, rządzoną i rozkradaną przez bandę skorumpowanych kretynów (np. Do 2008 roku minister zdrowia RPA Manto Tshabalala-Msimang utrzymywała, że AIDS właściwie nie ma, a zaraza, która wykańcza Afrykanów, jest spuścizną kolonializmu i wynikiem spisku zachodu (...)). Przyglądamy się kontynentowi, który głoduje, cierpi i płacze. Miękki fotel jakby uwiera, a słodki makowiec, zaczyna powoli stawać w gardle. Tym bardziej, że z książki wyłania się smutny obraz fiaska pomocy humanitarnej, jakiej dostarcza Afryce zachodni świat. Zmarnowanych środków, pieniędzy wydawanych przez lokalnych przywódców na zbrojenia, naiwności i głupoty gwiazd nawołujących do dzielenia się z naszą ubogą, młodszą siostrą. Zresztą,co tu dużo pisać, kto chce, ten przeczyta. Naprawdę warto.

Czego w reportażach Rosiaka trochę brakuje, to codzienności i kultury afrykańskiej. Bliższego poznania człowieka i jego powszednich zmagań. Niby coś tam jest - szał fryzjerski Ghańczyków i czy opisy festiwalu muzycznego w Mali - ale zamieszczone trochę na odczepnego, być może po to by książkę nazwać Oddech Afryki, a nie Studium polityczno-gospodarcze współczesnej Afryki:). Ten minus, o ile można to uznać za minus, nie przeszkadza jednak, bo książka jest bardzo ciekawa, rzetelna i dobrze napisana. Godna polecenia osobom, które swoją przygodę z tym kontynentem dopiero zaczynają - da podstawowe informacje i z pewnością zachęci do sięgania po kolejne reportaże i książki podróżnicze.

A na koniec - trzeba pokazać, że Afryka też potrafi:) Oto Bassekou Kouyate, jeden ze słynniejszych muzyków z Czarnego Lądu, mistrz gry na ngoni (taka dziwna, mała gitara).


czwartek, 5 stycznia 2012

Nazywam się...malarz

Orhan Pamuk


Ostatnio przeczytałam piękną powieść. Już pierwsze strony książki przeniosły mnie do dawnego Stambułu. Spacerowałam ciemnymi, zimnymi uliczkami, odkrywałam mroczne zakamarki, poznawałam sekrety opuszczonych klasztorów, wyniszczonych przez pożary budynków i smętnych, ubogich dzielnic. Następne kartki zabierały mnie w coraz to nowe miejsca - zajrzałam do domów bogaczy, odwiedziłam skromne chaty biedniejszych mieszkańców,  by za chwilę posłuchać dziwnych, kawiarnianych opowieści i napić się aromatycznej i rozjaśniającej umysł kawy. Byłam w zapierającym dech pałacu sułtana, spędziłam długie godziny odkrywając zawartość jego skarbca. Wreszcie obejrzałam niezliczoną ilość przepięknych ilustracji. Po magicznych Stambule oprowadzało mnie wiele osób  - każda miała swoją historię i swoją prawdę - choć wszystkie snuły tę samą opowieść. 


Nazywam się czerwień Orhana Pamuka, bo o tej książce oczywiście piszę, jest powieścią niezwykłą. Nie ze względu na fabułę, czy zawarte w niej rozważania nad zderzeniem kultur wschodu i zachodu. Fabuła opowiada dość banalną, kryminalną historię. Nałożone zaś na podstawową warstwę opowieści, rozważnia filozoficzne i społeczne nie wzbudziły mojego zainteresowania - konflikt kultur na linii wschód-zachód w żaden sposób mnie nie dotyczy. Choć oczywiście nie można mu odmówić doniosłości - dla Turków na przykład:) Gdyby Nazywam się czerwień było tylko kryminałem z elementami rozważań nad światem i kulturą, byłoby dla mnie tylko kolejną przeczytaną i szybko zapomnianą książką. Tak jednak nie jest, bo ta historia powoli umościła sobie w mojej duszy  wyściełany orientalnymi tkaninami kącik. Na ścianach powiesiła czerwone, różowe i fioletowe materiały, na podłodze leżą atłasowe poduszki i liczne księgi z najcudniejszymi ilustracjami. Na koniec rozpyliła w swoim nowym domu zapach mocnej kawy i zostawiła na małym stoliczku słodką do nieprzytomności chałwę. Usadowiwszy się już w swoim nowym mieszkaniu, historia szepcze cichym, niskim głosem: Niech cię pochłonie kolejna powieść Pamuka.  Tak łatwo zawładnęła częścią mojej duszy - bo powieść ta jest tak naprawdę serią słownych ilustracji. Bogaty język opisów stambulskiego świata sprawia, że staje on przed oczami jak żywy - wyraźny, pachnący i intensywny. Każdy fragment to malunek miasta i jego mieszkańców.  Tu tkwi magia tej książki - w najpiękniejszych literackich opisach. Jeśli miałabym ją do czegoś porównać, to przychodzi mi do głowy film Dziewczyna z perłą, który był zbiorem obrazów mistrzów holenderskich, zamkniętych w taśmie filmowej. 

Polecam więc, najgoręcej jak tylko mogę, tę powieść, wszystkim miłośnikom piękna, sztuki i obrazu. Odradzam zaś fanatykom kryminałów, dla których wartka akcja stanowi podstawę udanej lektury. Ja jestem zauroczona i na mojej przyłóżkowej kupce do przeczytania piętrzą się już kolejne książki Pamuka, mam nadzieję co najmniej równie piękne i malownicze.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...